wtorek, 5 lutego 2013

Bajka pt. "Postanowienia Noworoczne" - bez pointy.

Jeśli ludzi podzielić (znowu) na dwie kategorie: tych, co robią postanowienia noworoczne i tych, którzy ich nie robią, jestem w pierwszym gronie. I chociaż chyba jeszcze nigdy nie udało mi się z wszystkich wywiązać, wciąż przejawiam ślepą wiarę w tym temacie. W tym roku wyszłam z założenia, że mniej równa się więcej i niegdyś bardzo liczną listę ograniczyłam do pięciu punktów. Pochwalę się:

1. Zrobić wystawę malarską (malować!).
2. Publikować teksty (pisać!).
3. Kupić karnet na siłownię (używać!).
4. Prowadzić bloga.
5. Zaliczyć obie sesje.

Ambicją może nie wieje i nie bije po twarzy, ale będę szczęśliwa, jeśli do końca roku uda mi się wszystko zrealizować.

Ponoć "where's a will, there's a way", "dla chcącego nic trudnego" i "yes, we can", ale ja wiem swoje. Może to tylko ja, ale potrafię bardzo chcieć i nie chcieć równie mocno zarazem. Leeeniiistwooo...

Oby ta przypadłość wrodzona/nabyta/wypracowana nie zdołała mi przeszkodzić. 


czwartek, 31 stycznia 2013

Sesja?

Na dworze jest tak wiosennie...

Aż chce się wyjść i pospacerować. Na szczęście, mam teraz trochę czasu dla siebie. Najgorszy egzamin sesji już za mną, a następny dopiero za tydzień.

Szczerze? Spodziewałam się, że będzie ciężej. Znacznie ciężej. Jasne, zarwałam kilka nocy, chodziłam w kółko zamartwiając się, jak to będzie, ale same egzaminy miło mnie zaskoczyły. Dużo cięższe były wszystkie zaliczenia przed sesją. Po tym, reszta poszła już gładko.

Nawet nie zauważyłam jak ekspresowo minął ten semestr. Pamiętam jeszcze jak szłam na dzień adaptacyjny i żaliłam się przyjacielowi, który mnie odprowadzał, że to wszystko jest takie przerażające. Nowi ludzie, więcej nauki, wyprowadzka z domu, świadomość, że tak łatwo można to wszystko zawalić... Ta odpowiedzialność mnie przytłaczała. Na szczęście, okazała się lżejszym bagażem niż na to wyglądała.

Zdaje się, że większość potworów nadal czeka na mnie w mojej głowie. Nie pod łóżkiem.



Naprawdę się cieszę, że jestem właśnie na tych studiach. 

niedziela, 13 stycznia 2013

Sprawiam pozory.

Usłyszałam ostatnio, że sprawiam pozory. "Ty zawsze coś umiesz na tej historii." Chwila walki z samą sobą: uda mi się nie zabić biednej dziewczyny śmiechem, czy wyjdę na wariatkę obśmiewając się jak norka na wykładzie. Tuż przed nosem wykładowcy. Mogłoby być dziwnie. Przygryzłam policzek od wewnątrz i wytrzymałam.

Swoją drogą, "wariatka" jest bliższym mi określeniem niż zestawienie w jednym zdaniu słów "umiesz" i "historia".

Zabawne. Słyszałam już o sobie, jaka to ja jestem spokojna, miła, cicha, nieśmiała (na co salwami śmiechu zaś reagują osoby, które mnie znają). 

Od kiedy przeprosiłam się z kolorami, a glany wrzuciłam na dno szafy, z racji mojej jasnej czupryny słyszałam też parę epitetów o głupich, różowych landrynkach. Nie śmiałabym się z żartów o blondynkach, bo wiem, że część dziewczyn to rani, ale większość z nich jest naprawdę dobra!

O posiadanie merytorycznej wiedzy w nadprogramowej ilości jeszcze nikt mnie nie posądzał. Pomyślałam sobie nawet wtedy, że to miłe i może na następne zajęcia faktycznie się przygotuję, jak Pan Bóg przykazał.

W końcu, gdyby całkiem przypadkiem na uczelni padł internet, prysłby cały mój intelektualny czar. Bez Wujaszka jestem całkowicie bezbronna wobec Historii i jej zastępów Dat! Brrr, przypomniałam sobie o kolosie...

Ciekawa jestem, czy Panu Profesorowi też sprawiłam takie pozory. Mój indeks z pewnością by się ucieszył.

sobota, 5 stycznia 2013

Zbrodnia na czasie.

No i co z tego? Że po raz kolejny? Że znam zakończenie? Że mało ambitny? Ja po prostu lubię ten film. 

Zbrodnia popełniona na czasie. Wykradzione 93 minuty. Moja mała przerwa. Od myślenia. Obowiązków. Zdań zaczynających się na "muszę".

Zbieraczka rzeczy niedokończonych. Co masz zrobić jutro... Zacznij dzisiaj, jutro i tak zaczniesz kolejną rzecz.


Rysunek, książka, obraz, porządki, nauka, rachunki. Wszystko poczeka. Nie ucieknie. Nigdy nie ucieka. 


Brak wytrwałości wytłumaczę nadmiarem pomysłów, nacisnę klawisz "play" i zarecytuję kwestię razem z bohaterką. Nie ma mnie, Świecie, zadzwoń za 93 minuty.